poniedziałek, 21 września 2015

Ogród w stylu kolonialnym

Stylów ogrodowych jest sporo, najbardziej znane są te francuskie i angielskie. Nawet największy laik doskonale wie, jakie są cechy charakterystyczne tych ogrodów.
Dzisiaj jednak chcę Wam przedstawić nieco inny styl ogrodowy, który występuje głównie na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych. Mowa oczywiście o ogrodach kolonialnych. Podejrzewam, że sporo osób słysząc to pojęcia, nie bardzo wie, jak to wygląda, ale przypomnijcie sobie te wszystkie amerykańskie filmy, w których rodziny mieszkają w pięknym dużym domu, a dookoła co? Właśnie, zadbany ogród w stylu kolonialnym.
Nie będę tutaj przytaczać konkretnych definicji, bo nie ma to najmniejszego sensu. Zdecydowanie wolę napisać o tym, co sama widziałam i jakie odczucia mi przy tym towarzyszyły.
Po pierwsze taras przy głównym wejściu do domu lub jak kto woli - weranda. W Polsce ceni się raczej prywatność i takie miejsca zlokalizowane są zazwyczaj na tyłach domu, jednak nie w USA. Znałam to oczywiście z filmów, ale cały czas zastanawiało mnie, dlaczego domy mają akurat taki układ, dlatego mając okazję rozmowy z rodowitymi Amerykanami, od razu o to zapytałam. Odpowiedź może wydać się trochę zabawna. Mianowicie, takie usytuowanie werandy jest spowodowane tym, że kiedy przychodzą goście, to wita się ich właśnie w tym miejscu. Tych, których nie chcemy zapraszać do środka, z różnych powodów (zazwyczaj dom i ogród na tyłach jest azylem i bardzo prywatnym miejscem, w którym wypoczywa się w gronie rodziny oraz przyjaciół), można ugościć właśnie na werandzie.
Kolejną rzeczą jest brak ogrodzeń. Nie wiem czy to się nie łączy czasem z jakimś prawem, które tego zabrania (informacja gdzieś zasłyszana, jeżeli ktoś jest bardziej zorientowany, niech koniecznie da znać!), jednak w miasteczku, w którym mieszkałam, ludziom chyba to nie przeszkadzało i raczej nikt nie chciał się odgradzać od sąsiadów. Jednymi namiastkami ogrodzeń były małe drewniane płotki postawione jedynie dla dekoracji.
Amerykanie również dbają o przedogródek, który jest chyba najważniejszą częścią ogrodu. W końcu to jest jak wizytówka. Ścieżka do drzwi frontowych nie zawsze jest prosta jak u nas w Polsce, częściej jest bardziej kręta i dłuższa, a wzdłuż niej można podziwiać piękne nasadzenia. A to wszystko dlatego, aby gościom uprzyjemnić wejście do domu i pozostawić po nich dobre wrażenie.
Sam ogród również robi wrażenie. Zazwyczaj posiada on widoki na roztaczający się dookoła krajobraz (jednak to chyba zależy też od rejonu, w którym się mieszka) i jest idealnym miejscem do wypoczynku. 
Nie można również zapomnieć o trawniku, który jest bardzo istotnym elementem w ogrodzie kolonialnym. Zwykle jest on duży i bardzo zadbany. Właściciele regularnie go koszą i nawożą, przez co wygląda jak z pierwszych stron gazet ogrodniczych.
Podsumowując, na przestrzeni wielu lat, ogród kolonialny nieco się zmienił, jednak idea pozostała. Każdy ogród się różni, jedne są bardziej regularne, przez co nawiązują do typowych założeń w tym stylu, inne są bardziej naturalistyczne, a ich właściciele stawiają na rodzimą roślinność. Jedno jest pewne - robią ogromne wrażenie.






czwartek, 3 września 2015

Ogród Publiczny w Bostonie

Dzisiaj chciałam podzielić się z Wami moimi jeszcze wakacyjnymi wrażeniami ze Stanów, które są kolebką współczesnej architektury krajobrazu. Jako już pełnoprawny architekt krajobrazu, wciąż kształcący się w tym kierunku, największą uwagę zwracałam na otaczającą mnie zieleń publiczną. Każdy z Was na pewno słyszał o Central Parku w Nowym Yorku. Jednak ja chciałam Wam zwrócić uwagę na inny park, który jest naprawdę wyjątkowy i piękny. Znajduje się on w Bostonie i możecie mi wierzyć lub nie, ale spacer po nim był dla mnie (i myślę, że dla wielu innych ludzi również) ogromną przyjemnością i ucztą dla oczu. Mam tu na myśli Ogród Publiczny w Bostonie (Boston Public Garden). Park ten znajduje się w samym sercu Bostonu, tuż przy równie znanym parku Boston Common. Oba te parki wchodzą w skład Emerald Necklace, czyli łańcucha parków otaczającego Boston. System ten został opracowany przez Fredericka Lawa Olmsteda.
Ogród Publiczny w Bostonie został założony w 1837 roku i ma powierzchnię 24 akrów (97 000 m2). Zwiedzając ogród, możemy podziwiać różnorodne rośliny, które zostały zestawione w piękne kompozycje. Dopełnieniem jest dosyć spore jezioro, które znajduje się w samym centrum założenia   i roztacza dookoła niezwykle romantyczny nastrój.
Jeżeli będziecie mieli okazję udać się do Bostonu, koniecznie zajrzyjcie do Ogrodu Publicznego oraz Parku Boston Common. Samo miasto zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Atmosfera, architektura, roślinność, a przede wszystkim ludzie - sprawiły, że chcę tam jeszcze kiedyś wrócić. Żywię ogromną nadzieję, że stanie się to w najbliższej przyszłości :)



Część bardziej "parkowa", gdzie można miło spędzić czas na trawce w gronie przyjaciół :)




















Przechadzanie się tymi alejkami było naprawdę przyjemne dla oczu.






Naprawdę nie mogłam przejść obok tych wszystkich rabat obojętnie ;)





















Malownicze jezioro.

























Można również spotkać takie ciekawe okazy :)